Yonggi Cho

 Buddysta stał się sługom Bożym.

Leżałem w ruderze, w której miałem schronienie, przykryty podartym, brudnym kocem, oczekując na śmierć. Łazienka służyła mi za mieszkanie. Byłem umierający. To wszystko zdawało się tak krzywdzące! Bardzo chciałem żyć.

Modliłem się do Buddy, aby zlitował się nade mną i darował mi życie. Niestety on nie  nadchodził z pomocą. Byłem naprawdę zdziwiony i poruszony faktem, że przez wszystkie lata, choć nasza rodzina oddawała jemu cześć, nigdy nie otrzymaliśmy odpowiedzi na nasze modlitwy.

 Wyrosłem w południowej Korei. Mój ojciec i dziadek wiernie uczyli mnie trudnych lekcji buddyjskiej psychologii. Razem skłanialiśmy głowy przed bożkiem i paliliśmy kadzidła. Kiedy wybuchła wojna, opuściliśmy nasz dom i wraz z innymi uciekinierami wyjechaliśmy do Pusan. Niestety tam spotkało mnie kolejne rozczarowanie, gdyż musiałem bardzo ciężko pracować, by wystarczyło na jakikolwiek posiłek.

Pewnego dnia, gdy pracowałem, nagle krew napełniła moje usta. Po pewnej chwili zaczeła lecieć z nosa. Wytężyłem moje siły, by nie udusić się, aż straciłem przytomność. Kiedy oprzytomniałem moje ubranie było przemoczone krwią. Strasznie bolała mnie głowa i nie mogłem się podnieść. Jak długo leżałem, nie pamiętam. Gdy z wysiłkiem stanąłem na nogi, poszedłem do domu. Całą noc byłem senny lecz nie mogłem zasnąć. Przeziębienie wzrastało i gdy kaszlałem , krew tryskała na zewnątrz. Rano czułem się bardziej umarłym niż żywym. Moi rodzice zawieźli mnie do szpitala, gdzie doktor zrobił mi prześwietlenie płuc. Wtedy powiedział:

  Jest mi bardzo przykro, ale my już nic nie możemy uczynić dla  ciebie. Pozostał ci niecały miesiąc życia.

  Te słowa udarzyły we mnie z taką siłą, że zdawało mi się, iż wszystko dookoła mnie obraca się w ciemność.

 Doktorze- krzyczałem- to niemożliwe, ja nie chcę umierać. Twoja diagnoza nie może być prawdziwa

Wówczas pokazał mi prześwietlenie płuc i wyjaśnił:

  Twoje prawe płuco jest zupełnie zniszczone przez gróźlicę, a w górnej jego części rozwinęła się gangrena. Lewe płuco jest także zgruzełkowane. Niedożywienie i ciężka praca spowodowały powiększenie serca, przez co nie może odpowiednio krążyć krew. Nie mamy lekarstwa by ci pomóc, a bez pieniędzy nie możemy cię posłać do senatorium. Nie mając wyboru, zmuszony jestem powiedzieć ci prawdę.

Powróciłem do domu oszołomiony. Ojciec próbował uspokoić mnie:

  Mój synu, nie ma życia, ani śmierci, ani radości, ani smutku, tylko w Buddzie jest prawda.Zapomnij o życiu, o śmierci, mniej pokój.

Zaprotestowałem:

  Krew , którą wymiotuję jest rzeczywista i moje cierpienie jest rzeczywiste. Budda i twoje filozofie nie pomogły mi. Odrzucam je wszystkie.

Gdy ojciec wychodził, widziałem na jego twarzy smutek i przygnębienie. Kolejnego dnia, gdy tak leżałem, strach i rozpacz przenikały cały mój umysł, wtedy krzyknołem:

Cz jest jakiś Bóg? Jeśli jest ktoś, kto nazywa się BOGIEM, gdzieś wewszechświecie, proszę, przyjdź i pomóż mi. Chcę być gotowym na śmierć.

Bóg usłyszał moją modlitwę i odpowiedział na nią, ale odpowiedź przyszła w formie, jakiej się nie spodziewałem. Młoda dziewczyna zapukała do  moich drzwi i weszła niosąc Biblię. Byłem oszołomiony, ponieważ w naszej kulturze kobiety nie zajmują przedniejszych miejsc i mężczyźni nie lubią być przez nie nauczani. Zwróciłem się do  niej aroganckim tonem każąc jej wyjść, ale ona powiedziała:

Wiem, że jesteś umierający, a ja chcę ci powiedzieć o Jezusie Chrystusie.

Zdenerwowałem się jeszcze bardziej i chcąc jej się pozbyć odparłem, że w powietrzu unosi się miliony gruźlicznych bakterii, i że ona może zostać nimi zarażona. Tajemnicza nieznajoma tylko odpowiedziała:

Mój Chrystus uchroni mnie.

Następnego poranka przyszła znowu. Tym razem zaśpiewała kilka pieśni i głośno czytała ze swojej Biblii. Przezywałem ją “chrześcijański pies”, ale ona nie zraziła się tym i cały dzień mówiła o Chrystusie. Piątego dnia zapytałem ją, dlaczego przychodzi i modli się za mnie.

   Jest ktoś, kto pragnie, abym opowiadała tobie o Jego miłości.

Kim On jest?-zapytałem.

Moim Jezusem – odpowiedziała i łzy zaczeły jej spływać po policzkach.

Nagle, moja upartość złamała się i zawołałem:

Chcę poznać twego Jezusa.

Dziewczyna ta ofiarowała mi swoją Biblię, a ja zaczołem czytać miejsce przez nią wskazane 1 rozdział Ewangelii Mateusza. Po kilku minutach wykrzyknąłem:

To jest podobne do książki telefonicznej. Jak to może mi pomóc?

 Jednak po zagłębieniu się w lekturze byłem zdziwiony, gdyż zamiast trudnej filozofii czytałem o życiu człowieka zwanego Jezusem Chrystusem. Biblia opowiada o Jezusie uzdrawiającym chorych, wskrzeszającym umarłych. Pomyślałem że gdybym tylko mógł przyjść do Jezusa, On mógłby mi pomóc. Próbowałem znaleźć w Piśmie Świętym werset, wskazujący, że Chrystus nienawidził grzeszników, lecz nie mogłem znaleźć ani jednego. Zamiast tego, przeczytałem, że On przebaczył cudzołożnicy i uwolnił człowieka opętanego przez diabła. Zawsze przyjmował chorych i grzeszników. Powoli uświadomiłem sobie, że chociaż byłem najbiedniejszy z biednych, wielkim grzesznikiem, umierającym gruźlikiem, Jezus przyjąłby mnie.

Od tego dnia, gdy nowo poznana dziewczyna oddała mi swoją Biblię, więcej już się nie pojawiła. Nie znałem jej miejsca zamieszkania, a potrzebowałem kogoś, kto mógłby doprowadzić mnie do ludzi znających Jezusa. Z wysiłkiem wyszedłem na ulicę, dopytując się o jakiś chrześcijański kościół. Jeden mężczyzna powiedział mi o misji, której przewodził amerykański ksiądz. Byłem tak osłabiony, że mogłem przejść tylko parę kroków ciągle odpoczywając.

Gdy przybyłem na wskazane miejsce, ludzie śpiewali, a ich twarze promieniały ze szczęścia. Byłem zdziwiony, że ksiądz  który nauczał nie był w sutannie jak buddyjscy kapłani. Mówił przez tłumacza, a jego słowa przeszywały moje serce. Gdy zaprosił grzeszników, by wyszli do przodu, ja  pierwszy dotarłem do niego. Potem zabrał mnie do swojego biura mówiąc mi o prostym planie zbawienia i prosił bym się modlił. Gdy modliłem się, spłynąoł na mnie wielki pokój. Każda komórka w moim ciele, wydawała się być nasycona nowym życiem. Chciałem śpiewać, ale nie wiedziałem jak. Wówczas zapytałem;

    Czy jestem zahipnotyzowany?

   Nie jesteś zahipnotyzowany. Jezus – źródło żywota, rozpoczoł przemianę twojego

  życia i ty teraz  to odczuwasz. 

Powróciłem do domu czując wielką radość, opowiedziałem swojej rodzinie, co wydarzyło się tego wieczora (W Korei sługa Jezusa, który przestaje szanować ducha przodków, często jest przeklęty przez rodzinę).Siostra, którą bardzo kochałem zapytała:

   Czy ty bardziej kochasz Jezusa niż nas? Może chciałbyś wydać  nas dla niego?

Natomiast mój ojciec powiedział że nie będzie się dłużej o mnie troszczył i że powinienem opuścić jego dom. Cóż, wziąłem kilka swoich rzeczy i poszedłem do domu wójka. Niestety i tam spotkał mnie zawód, gdyż podobnie jak reszta mojej rodziny, wujek nie chciał mnie wiej znać. Nie miałem więc gdzie się udać i pomyślałem, że pójdę w góry i tam będę oczekiwał na śmierć. Lecz przyszło mi do głowy, że powinienem  jeszcze podziękować misjonarzowi, który pomógł mi poznać Jezusa, Stojąc w drzwiach powiedziałem mu:

Bracie Ryszardzie, serdecznie dziękuje ci za twoją życzliwość oraz uprzejmość w przyprowadzeniu mnie do Jezusa. Moja rodzina wyparła się mnie, więc idę w góry umrzeć, ale przyszedłem przed tym jeszcze podziękować.

Brat Ryszard zaprosił mnie do środka i powiedział, że kiedy mój ojciec i matka opuszczą mnie, wtedy przyjmnie mnie Pan. Tego dnia misjonarz i jego żona zrobili mi miejsce w swoim domu. Gdy usiedliśmy do kolacji zacząłem płakać.

Bracie Ryszardzie nie wiem dlaczego pokochaliście mnie? Nie jesteście przecież moją rodziną i bardzo krótko się znamy.

W odpowiedzi  usłyszałem:

Ponieważ Jezus nas również zbawił.

Moje sumienie nie pozwalało mi pozostać w ich domu i narażać na niebezpieczną gróźlicę. Z pomocą Bożą wynająłem w pobliżu ich domu mały pokój. Brat Ryszard zaczął nauczać mnie. Powiedział mi, że Słowo Boże ma potężną moc twórczą i ono mnie uzdrowi. Była to wspaniała nowina. Razem czytaliśmy wiele pełnych obietnic wersetów w Piśmie Świętym. Pamiętałem je i pewnego dnia byłem gotowy doświadczyć ich na sobie. Zamknąłem drzwi mojego pokoju i zacząłem modlić się.

Jezu, chciałbym Cię ujrzeć i dowiedzieć się jaki masz plan dla mojego życia.

Czekałem, ale Chrystus nie przychodził. Zamknąłem oczy w nadziei że On przyjdzie w widzeniu, lecz widzenie nie ukazało się. Modliłem się cały dzień. Byłem mokry od potu i po północy zmęczony położyłem się spać. Nagle pokój stał się jasny, unosiły się fale dymu. Wystraszyłem się myśląc, że dom się pali. Próbowałem wołać o pomoc, ale nie słyszałem swojego głosu. W rozpaczy  rozejrzałem się i nagle zobaczyłem dwie stopy, a powyżej białą szatę. Wtedy popatrzyłem w tearz, podobną do potężnego słońca z promieniami światła wychodzącymi na zewnątrz. Nie wiedziałem kim jest ta postać, dopuki nie ujrzałem korony z ciernia na Jego głowie. Ciernie kłuły Jego skronie i krew spływała na dół. Wiedziałem, że to był Jezus. Zdawało się że Jego miłość zlewa się na mnie. 

Buddyjscy bogowie nie byli miłosiernymi bogami, zawsze więc szedłem w strachu do ich świątyni prosić o przychylność i nie karanie mnie. Lecz teraz wspaniała radość wychodziła z mojej wewnętrznej istoty. Mój język i usta zaczęły mówić. Próbowałem je zatrzymać, ale zdawało się, że inna osoba kontrolowała je. Nie wiedziałem co to było, ale zrozumiałem, że mówiłem inaczej i czułem, że mówiłem i mówiłem.

Gdy doszedłem do siebie, Jezusa już nie było, ale chwała dla Niego rozbrzmiewała w mojej duszy. Zapomniałem o bólu serca i płuc i pobiegłem do  misyjnego domu. Opowiedziałem, że widziałem Jezusa i mówiłem innym językiem. Misjonarz wyjął swoją Biblię i otworzył drugi rozdział Dziejów Apostolskich, wyjaśniając mi,  że jestem ochrzczony Duchem Świętym jak pierwsi wierzący w Jerozolimie. Płakaliśmy z radości. To  nowe przeżycie pobudziło mnie do wyjścia na ulicę i mówienia ludziom o  Jezusie. Czułem się coraz silniejszy i chodziłem od domu do domu. Pewnego dnia odczułem, że nie mam już gruźlicy, moje serce pracuje i nie jest już powiększone. W czasie, gdy prowadziłem pracę dla Pana, Zgromadzenie Bożych Misjonarzy zachęciło mnie, abym zapisał się do Szkoły Biblijnej. Największym szczęściem i wartością był dla mnie Bóg i Jego święte słowo – Biblia.

Potem zacząłem nauczać w dziurawym, poszarpanym, pustym namiocie.  Garstka ludzi zaczęła przychodzić na spotkania. Mówiłem im, co Bóg uczynił dla mnie i chce uczynić dla nich. W niedługim czsie namiot był tak przepełmniony , że niktórzy ludzie zmuszeni byli stać na zewnątrz. W związku ze wzrostem kościoła potrzebne było stałe miejsce zgromadzeń i starano się o kupno posiadłości w śródmieściu Seulu. Tydzień za tygodniem przychodziło przebudzenie. Tysiące ludzi gromadziło się w kościele. Sala zebrań została powiększona przez balkony, które też były przepełnione. Rozłożyliśmy dwa poranne zgromadzenia i następne o różnych porach godzin.

Dzisiaj kościół w Seulu, którego pastorem jest Paul Yonggi Cho liczy około miliona członków.

Nasz kościól rośnie ponieważ my nauczamy o Jezusie Chrystusie,  który jest  wczoraj, dziś i na wieki TEN SAM. On uzdrowił mnie, gdy byłem umierający, zbawił mnie i napełnił Duchem Świętym. Świat potrzebuje dziś Jezusa. Gdy przychodzi Jego obecność, to co skarłowaciałe, grzeszne i złe zostaje uzdrowione i zmienione. Jego dzieła to nie filozofia ani religia. Jezus Chrystus to prawdziwy BÓG, który przynosi dla każdego, kto pragnie, wolność.

[POLSONG] [KIM JESTESMY] [SWIADECTWA] [PYTANIA] [INNE STRONY] [LISTY] [CZYTELNIA] [LITERATURA] [SYDNEY]